Lilypie First Birthday tickers

poniedziałek, 14 lutego 2011

Due Date - czyli dzien, w którym... nic się nie stało.

To już oficjalne, nie dołączę do zacnego grona 5% kobiet, które rodzą w tzw. terminie.

Nic,
Nothing,
Nada,
Nichst
ничто,

Cisza i spokój.
Żadnych sygnałów, żadnych objawów.
Ot, nudna, deszczowa niedziela, zakończona kubkiem barszczyku i dwoma wielkimi krokietami, mniam! zapachniało weselem albo innym Sylwestrem :)

I na dziś taka oto refleksja:

Do bazy "zadaj mi pytanie, na które  nie znam odpowiedz" obok takich pytań jak:
"Ile jest stad do wieczności?, "
"Daleko jeszcze?"
oraz
"Ale o co chodzi?"
dołączam dwa nowe:
"Kiedy urodzisz?"
i
"Gotowa jesteś?"

Moi mili Państwo Czytacze (że tak Was nazwę), są to pytania, na które odpowiedzieć nie potrafię i
a) łatwiej zapewne byłoby udzielić tych odpowiedzi mojemu nienarodzonemu dziecku, pewnie sam najlepiej wie, kiedy się urodzi co moim skromnym, niedoświadczonym zdaniem nastąpi kiedy będzie gotowy;
oraz
b) Tak samo jak bardzo nie wiem, kiedy urodzę tak bardzo nie wiem czy jestem gotowa.

kilka słów wyjaśnienia

Choć w mojej ocenie świadomie podchodzę do ciąży i jej wszelkich konsekwencji - nie wyłączając tego drobnego faktu, że zmierza ona do sprowadzenia na świat nowego życia, to mam, proszę ja Was, takie poczucie, że jak bardzo człowiek nie byłby ogarnięty, zorganizowany i poukładany - nie Mamo to nie o mnie ;) to na to wszystko po prostu nie można się przygotować.

Po pierwsze poród:
Owszem, można próbować sobie pomóc i: ćwiczyć mięśnie Kegla, masować to i owo, trenować oddech na Braxtonach Hicksach (jak ich kiedyś spotkam to zabije!!) pływać, jożyć (tj. uprawiać jogę ;) ) , a pod koniec, celem szybszego rozwiązania: opijać się herbatą z liści malin, myć okna, chodzić po schodach, jeść ostre curry i robić różne nieprzyzwoite rzeczy z mężem (czy kimkolwiek jest ojciec lub, bądźmy otwarci -  matka dziecka, choć ona z racji swoich fizjologicznych uwarunkowań raczej będzie tak przydatna, w tym akurat wypadku, jak ojciec :) ). No, więc to można właśnie robić, aby się "przygotować". Nie żebym miała jakieś doświadczenie w temacie, ale zdaje mi się, że jak przyjdzie co do czego, to to wszystko i tak można o tzw. dupę rozczaś. Jak mawiają moje Mądre Położne - każdy poród jest inny i NIE jesteś w stanie przewidzieć jak się potoczy, a mądre Matki Przyjaciółki wtórują im: nic NIE przygotuje Cię na ból jakiego doświadczasz podczas porodu.

Po drugie Macierzyństwo:
582 - dokładnie tyle pozycji widnieje w internetowej księgarni  EMPiKu pod hasłem "wychowanie dzieci". Mądre Głowy na tysiącach strony, opublikowanych przez mniej lub bardziej prestiżowe wydawnictwa, uczą mnie jak żyć w nowych, ZUPEŁNIE NOWYCH realiach. Obiecują, ze i ja "mogę mieć super dziecko", przestrzegają abym "nie przydeptywała małych skrzydeł", radzą jak "zaprogramować dziecko na zdrowie" i wytykają " 10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców". Skłamałabym, pisząc, że nie korzystam z ich wiedzy (Grubaśne "Dzieciozmagania..." Kaz Cook leżą obok, na stoliku nocnym, a 3 kolejne poradniki tkwią gdzieś między allegro, pocztą polską a royal mail ) i byłoby kłamstwem, że nie doceniam i nie szanuję wiedzy jaką te opasłe tomy, a dokładniej ich autorzy, chcą mi przekazać , albo że nie uważam za przydatne instrukcji kąpania i trzymania, zawijania i masowania. Co to, to nie! Powiem Wam nawet w sekrecie, ze ćwiczę na Misiu oraz w wyobraźni jak podnieść dziecko z łóżeczka tak, żeby mu nic nie zwisało (?!?!). Ale równocześnie się pytam, a z zasadzie nie się tylko Was: co to trenowanie na sucho ma wspólnego z momentem, kiedy będę trzymała w ramionach Jaśniepana, z pełną już świadomością, ze każdy kolejny dzień Jego Życia jest zależny ode mnie i Jego Taty? No właśnie, niewiele!

I tu bez dalszych zbędnych dywagacji, reasumujący powyższe:
Nie wiem czy jestem gotowa, bo nie wiem co mnie czeka. Ale jestem dobrej Myśli. A nawet nie dobrej a Najlepszej. Tak w kwestii porodu jak i tego co potem. Dam radę, nie?? no bo kto, jak nie ja ;))

I mam jedną, tylko jedyną prośbę. Niech spełni się przepowiednia moich Przyjaciółek Matek, wypowiadana w tych cudownych chwilach, które  spędzałam z ich Ich Dziećmi o swoim jeszcze nawet nie mając śmiałości myśleć. A przepowiednia brzmiała, że będę dobrą Mamą. Cokolwiek to znaczy.
Tak więc, jak mawiał klasyk - Let it be!

2 komentarze:

  1. hej hallo!
    jak wspaniale czytać Cię taką!!!!
    i jak ja dobrze znam ten stan :-)))
    i telefony z troskliwym pytaniem: "jak się czujesz?" i odpowiedź prawie wrzaskiem: TAK SAMO!!!!"
    trzymaj się, to najpiękniejsze chwile Twojego życia
    i koniecznie.... koniecznie... jak przyjdzie co do czego zapamiętaj PIERWSZE SPOJRZENIE
    poradziła mi to kiedyś mądra jużmatka
    uwierz mi - nic się nie równa pierwszemu spojrzeniu! I właśnie to przed tobą! Reszta to pryszcz :-)))

    OdpowiedzUsuń