Lilypie First Birthday tickers

sobota, 12 lutego 2011

trudny wybór


Byliśmy na USG w polskiej przychodni – wszystko było ok. dziecię wydaje się być całkiem spore, położna oceniała, że teraz jest jakieś 3200… JUŻ 3200!! Co to będzie za 5 tygodni?!
Oceniając rozwój łożyska położna na tej podstawie stwierdziła, że Franek posiedzi jeszcze „Dobre 4 tygodnie” i że jest 20% szans/ryzyka, że będzie Zośka :)
Poza tym zaczęliśmy szkołę rodzenia, która bardzo rozczarowała Sprawcę Ciąży, liczącego na huhu haha, huhu, haha, huhu haha, czyli wspólny trening oddechowy, za tu czas minął na pogadance o rodzaju kupy (mojej, nie dziecka, tzn. nie mojej :D ale matczynej), rozrastających się stopach i mięknącej miednicy :) i innych mniej lub bardziej krępujących historiach ciążowo – cielesnych.
Junior jak już wspominałam jest umeblowany i niemalże całkowicie ubrany. Gorzej ze mną, ale ciągle nie mam odwagi sięgnąć w sklepach dzieciowo-mamowych po jednorazowe majty z siatki z wbudowaną … nie do końca wiem co to jest, ale nie ma to nic wspólnego z tym, co w moim pojęciu jest podpaską, a tak właśnie to COŚ określają rozmaici producenci :)
Byliśmy też na wyciecze na oddziale porodowym, a dokładnie dwóch – bo w „moim” szpitalu można wybrać albo poród na takim, którym zawiadują lekarze, albo taki, gdzie są same położne. Spodziewałam się poziomu „wczesne Desperate Houswifes” a zastaliśmy późnego Gierka :) ale nie o wystrój chodzi… a przynamniej nie tylko ;)
Różnica w tych miejscach polega np. na tym, że:
1. U lekarzy od przyjazdu na oddział nie wolno jeść ani pić nic poza wodą. U położnych KFC Welcome ;),
2. U lekarzy Tata może siedzieć od 9 – 9. U położnych, jak się uprze, może spać. (Tata albo Mama2 – mąż wyraźnie zafascynował się parą Pań, będąc niemalże pewnym, że są dosłownie parą, a nie  „tylko” parą koleżanek. „Po tej jednej nawet było widać, ze jest facetem w związku, one wtedy tak specyficznie chodzą” ocenił.  Nie wiem skąd się chłopak na tym zna i nie wnikam :) ja to bym stwierdzała raczej na podstawie tego, że ta kobiecochodząca miała brzuch większy od mojego, ale niech mu będzie :) )
3. U lekarzy jest lekarz. U położnych nie. Ale jakbycoś to przyjdzie. Przyjdzie szybko i w znacznej ilości. Naciśnięcie jednego guzika w pokoju porodowym powoduje, że zlatują się wszyscy możliwi – ginekolog, pediatra, neonatolog i kilku innych. Tak na wszelki wypadek. Dopiero po przybyciu dowiadują się, którego z nich obecność jest konieczna. Cyt: „to mniejsza strata czasu niż wydzwanianie po oddziale do konkretnego lekarza, Ci co są niepotrzebni pójdą, ale przez chwilę, będzie w pokoju całe konsylium”
4. U lekarzy wywalają cię na poporodowy – zbiorczy (4 matki na sali). U położnych masz swój własny pokój do dyspozycji do chwili wypisania ze szpitala.
Wypisanie ze szpitala następuje po… 6 godzinach. Kamień z serca mi spadł kiedy okazało się, jednak że zostanie „overnight” jest możliwe a nawet zalecane, a nieśmiały uśmiech pojawił się na mej twarzy, gdy położna zapewniła, że jeśli po jednym dniu nadal będę się czuła niepewnie i będę miała obawy przed powrotem do domu, to też mnie nie wyrzucą. Nie chciałam jej straszyć i nie zapytałam czy mogę zostać na rok :)
4/ U lekarzy dadzą Ci wszystko o co poprosisz na uśmierzenie bólu (no może poza morfinką, dobrze jest mieć jednak matkę rodzącą na łóżku, a nie latającą ze szczęścia po ścianach). U położnych wybór jest ograniczony. Jako, że postanowiłam zostać Matką Roku i połączyć się w cierpieniu z kobietami z epoki kamienia łupanego, nieprzerwanie wmawiam sobie, że dam rade bez znieczulenia… tiru riru.
 Póki co większość argumentów przemawia za położnymi, ale co się okaże w Ten Dzień, tego nie wie nikt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz